poniedziałek, 23 listopada 2009

O tempora, o mores!

Problem z lodówką okazał się sam z siebie nie znikać, więc w czwartek Wojtek zadzwonił do serwisu i poprosił o przyjazd specjalisty. Pan, z którym Małż rozmawiał, powiedział, że w poniedziałek "serwisant" do nas przyjedzie, obejrzy lodówkę, zobaczy, co się da zrobić, a jak zrobić się nie da nic - to ją zabiorą. Godzina została ustalona na 9-11 w poniedziałek. Oczywiście słowo punktualność w słowniku polskich specjalistów nie istnieje, zatem dopiero grubo po 11 zjawiło się u nas dwóch Panów - na oko koło 35 lat. Jeden z przyjemnym uśmiechem na twarzy, drugi już ze spojrzenia opryskliwy. I się zaczęło - Pan opryskliwy omal mnie nie zlinczował, kiedy okazało się, że lodówka nie jest przygotowana do wywiezienia. Nawet do niej nie zajrzał, nawet nie próbował markować, że coś tam sprawdza. Oburzył się tylko, że szybkie mrożenie jest włączone -trudno żeby nie było, kiedy nasza lodówka co 15 minut wydaje pikanie, że jest jej w środku za gorąco. Po czym chwycił za swój telefon, ja w odwecie za swój - ale rozmowa "mój szef mówi" przeciw mojej - "mój mąż mówi", nie dała żadnego rozwiązania i "Pan opryskliwy" zabrał "Pana z miłym uśmiechem", niemalże trzaskając drzwiami. I tak zostałam z niedziałającą lodówką, ciśnieniem przedzawałowym i poczuciem, że chyba coś niepowrotnie się skończyło. Kiedyś bowiem do domu wzywało się "fachowca" i taki przychodził. Dziś jak się okazało dzwonimy do "serwisu" a przychodzą "tragarze". O tempora o mores! 

niedziela, 22 listopada 2009

podwójny miód:)

Uwielbiam taką zgniłą, wilgotną i zimną jesień tylko z jednego powodu - bo mam pretekst, żeby napić się grzańca. I tak dziś po sparcerze postanowiliśmy zahaczyć o "monopolowy" celem zakupienia czegoś na dogrzanie. Tym razem padło na miód pitny. Pani przy kasie podając mi trunek spojrzała mi głęboko w oczy i poprosiła o ... dowodzik:D i tu na moje serce wylałą się najsłodsza dawka miodu, gdyż "pełnoletność" osiągnełam już ponad dekadę temu:)

czwartek, 19 listopada 2009

romantyzm kury domowej

Jakiś czas temu mąż zadał mi pytanie:
- Czy 100 zł premii rocznie to dużo?
Odpowiedź nasunęła mi się błyskawicznie:
- Bardzo mało.
Na co mąż:
- Więc nie będziesz miała nic przeciw wydaniu 500 zł na naszą rocznicę?
Spryciarz!! Wiedział dokładnie jak mnie podejść. Bo ja niestety jestem z tych, które chcą romantycznych uniesień, niespodziewanych prezentów, ale na wszystko szkoda mi kasy.

W sobotę przypada 5 rocznica naszej pierwszej randki, dla nas jeszcze ważniejsza od rocznicy ślubu. A ja ni du du nie mam pojęcia co z tej okazji przygotować dla męża… całkowicie pochłania mnie domowa codzienność i nie potrafię zmobilizować szarych komórek do skoncentrowania się na niczym innym jak strajkująca lodówka, sterta prania i prasowania, zapchany przewód kominowy w kuchni, ząbkujące dziecko… jak nic stałam się przysłowiową „kurą domową” i to w złym tego słowa znaczeniu.

środa, 18 listopada 2009

Opowieści o sprzętach domowych ciąg dalszy...

Od kiedy nasze dziecię odkryło, że wstawać da się wszędzie, jego ulubioną zabawką stała się pralka.
Początkowo opierał się o wgłębienie w drzwiczkach i chwiejnie podnosił swoją pupę.


Potem odkrył, że na górze znajduje się kilka pokręteł, a kiedy ruchy jego paluszków nabrały precyzji, zaczął świetnie sobie radzić z ustawianiem wszystkiego po swojemu.

Teraz trzy razy sprawdzam każde pokrętło, zanim wstawię pranie, bo raz omal nie wyprałam naszych delikatnych kolorowych ubrań w 80 stopniach. Jednak największą zabawę ma Jaś, kiedy otwiera i zamyka drzwi od pralki. Może to robić kilkadziesiąt razy, z różnych pozycji - leząc na brzuchu, siedząc, a teraz nawet stojąc bez upadania na tyłek.


Hitem jest też wkładanie głowy do bębna i wydawanie przeróżnych okrzyków, a także wprawianie go w ruch własnymi rączkami.


Niby wszystko to wygląda całkiem rozkosznie, a zajęcie syna pralką pozwala mi np. pozmywać naczynia, ale jakoś nie mogę odgonić od siebie myśli, że jak tak dalej pójdzie zaraz po zakupie nowej lodówki czeka nas wymiana palki.

wtorek, 17 listopada 2009

praca ponad normę

Od kilku dni nasza lodówka odmawia współpracy, a właściwie uściślając - współpracuje aż nad to. Całymi dniami i nocami słychać głośne buczenie, bulgotanie, dźwięki iście z traktora. Próbowałam już wszystkiego, żeby ją udobruchać - odszroniłam jej górną półkę w zamrażalniku, odsuneliśmy ją od ściany, żeby miała przewiew, na noc otwieram okno, żeby było jej chłodno i przyjemnie, ba - nawet zaprzestałam otwierania jej drzwiczek i już nic jej nie dokładam, żeby tylko ustabilizowała swoją temperaturę, a ona nic. Wciąż buczy i buczy. A mnie się włos na głowie jeży i skóra cierpnie jak sobie pomyślę, na czyj koszt ona tak pracuje. I nawet przestałam wierzyć, że ona z klasy energetycznej A ++, a pewnie najlepsze dopiero przed nami - kolejne rachunki z pewnością rozwieją wszelkie moje wątpliwości. Nasz budżet maxymalnie napięty i na pewno nie zniesie ani zakupu nowej lodówki, ani wzrostu w opłatach za prąd. I staje człowiek przed dylematem prawie hamletowskim - mieć czy nie mieć? tylko co mieć? duży rachunek za prąd? debet na koncie? czy raty na milion miesięcy?

Cwany po mamusi, inteligentny po tatusiu...

Nasze dziecko - pod względem zapotrzebowania na sen - definitywnie wrodziło się w tatę. Dziś obudził się o 9 10, a wczoraj zasnął około 21. Co prawda po drodze zrobił sobie krótką przerwę o 5 rano (sic!), ale na szczęście i jemu i mnie udało się w miarę szybko zasnąć.
Jeśli chodzi o pozostałe cechy charakteru - zdaniem taty - cwany jest po mamusi natomiast inteligencję ma po tacie. I jakby do tego nie podchodzić - coś w tym jest. Na przykład jedną z jego ulubionych zabaw przed snem jest wstawanie i kładzenie się jak tylko rodzice zauważą, że syn przybrał pozycję pionową. W wielkim skrócie wygląda to tak: kiedy już po całusie na dobranoc, Jaś ląduje w łóżeczku, rodzice z nadzieją opuszczają jego pokoik, po czym po niecałej minucie słyszą wołanie "ee, maa, tata dada", wchodzą zatem do synka, a on myk myk wkłada smoka do buzi zmienia pozycję ze stojącej na raczkującą i pędem czworakuje w drugi koniec łóżka, przykłada główkę do poduszki i udaje, że śpi. Zabawa ta trwa co najmniej kilkanaście razy każdego wieczora. Jaś śmiechu ma przy tym co niemiara, a początkowe rozbawienie rodziców przeradza się w irytację - bo ile można.
Jaś ma także innych spryciarsko-cwaniakowych zachowań - podczas jedzenia, dokładnie wie, kiedy rodzice chcą go wykiwać i zamiast dać mu to co sami jedzą ukradkiem dają mu jego jedzonko. Nasz syn dokładnie śledzi skąd łyżka z jedzeniem wędruje do jego buzi, potem dokładnie ogląda jej zawartość i z miną pełną powagi kręci główką, kiedy tylko wyczuje podstęp. Kolejne dotyczy raczkowania - na którym tak bardzo zależy mamie - bo dobry rozwój obu półkul mózgowych, bo dysleksja i inne pierdu pierdu... I skubaniec potrafi raczkować, ale robi to tylko kiedy nikt nie patrzy - z szelmowskim uśmiechem na twarzy, a jak w pobliżu jest mama - od razu przechodzi do żołnierskiego czołgu. W nieskończoność można byłoby wymieniać sposoby na dobrą zabawę (niekoniecznie przedmiotami do tego przeznaczonymi) czy jak się wywinąć od ubierania. Wszystkie te czynności rozbawiają całe otoczenie, ale mnie czasem przyprawiają o niezły napad wewnętrznego szału, zwłaszcza kiedy trzeba błyskawicznie ubrać dziecko i wyjść (tak jak wczoraj). No cóż takie są uroki macierzyństwa, ale suma sumarum wszystko wychodzi na plus:) I jak tu wrócić do pracy?


poniedziałek, 16 listopada 2009

i od nowa

Mylaślałam, że na portalu blogi.pl dopiszę, aż do późnej starości. Jednak pomimo ogromnego sentymentu, zaprzestałam pisania. Powodów wiele, najważniejszy - czysto techniczny...
Myślałam, że już nigdy nie powrócę do przerzucania myśli i zdarzeń w sieć... Jednak pozostał pewnien nałóg, potrzeba, i chęć kontynuacji tego, co przecież zaczęło się właśnie w sieci... w 2004 poznałam Jego, potem wszytsko potoczyło się błyskawicznie, zmiana statusu z singielki w dubelka, adresu z Łodzi na W-wę, z dziewcyzny w narzeczoną, żonę i matkę ... Spełniła się większość z moich dziecięcych marzeń, a teraz żyję codziennością, która przepełniona jest tyloma zmianami, że nie sposób wszytskiego spamiętać - stąd powrót do pisania:) ale zacznę chyba od jutra... dziś wracam do zabawy z synem - może pochwali mi się jakąś nową umiejętnością?