niedziela, 27 grudnia 2009

Niby po a jednak w trakcie:)

   Święta minęły jak zwykle zaskakująco szybko. W tym roku, ze względu na różne okoliczności, spędziliśmy je tylko z rodzicami i babcią, a w niedzielę odwiedziliśmy siostrostwo. Było wielkie obżarstwo, masę śmiechu, kilka zgrzytów, ale generalnie było miło i przyjemnie. Jaś upodobał sobie babcię i tylko z nią chciał się bawić, co spowodowało, że w te święta nazmywaliśmy się z Wojtkiem za wszystkie czasy. Młody z choinkowych ozdób upodobał sobie dzwoneczki - chodził wszędzie i ciągle dzwonił, stąd jego nowe przezwisko - Dzwoniec. W prezencie otrzymał m.in. wieeeelkieego pluszowego psa, któremu chyba będziemy musieli sprawić budę, bo na naszych włościach dla niego już raczej miejsca nie ma. W tym roku nasz Syncio mógł także spróbować kilku wigilijnych potraw, choć starałam się być racjonalna, to jednak Jego głośne daj sprawiło, że nie mogłam mu odmówić ani kapusty z grochem ani grzybowej - no cóż, grunt że dziecko było szczęśliwe.
   Wczoraj wróciliśmy do domu i powitał nas przyjemny zapach ciasterczek korzennych, które wiszą na naszej choince. A dzięki temu, że Wojtek nadal ma urlop - wciąż czuję się świątecznie. Poprzedni tydzień jego urlopu spędziliśmy głównie na przedświątecznej bieganinie, ten mamy zamiar spędzić "aktywnie". W planach wizyta w Multibaby kinie, sali zabaw dla dzieci, kręglach dla dorosłych, basenie dla wszystkich, lekkim shoopingu dla mamy, komputerowych porządkach dla taty, i wspólnym bieganiu po mieszkaniu dla Jasia. Tylko najpierw trzeba złożyć ten cholerny wniosek do żłobka...

środa, 16 grudnia 2009

"chytry" plan

   Wielkimi krokami zbliża się moment, kiedy będę musiała wrócić do pracy. W związku z tym coraz więcej w mojej głowie myśli, jak to wszystko poukładać. A w konsekwencji coraz więcej pojawia się wątpliwości, co do planu „Jaś w żłobku”. Kiedy jeszcze byłam w ciąży, układałam sobie „piękną” wizję – urodzę, posiedzę trochę z Dzidzią w domu, oddamy do żłóbka, a ja w podskokach wrócę do pracy, którą koniec końców bardzo lubię. Jednak z każdym miesiącem w domu, z każdym tygodniem spędzonym z Jasiem i choćby godziną bez Niego odwlekałam w głowie moment rozstania. I chyba podświadomie ( a może i z pełną premedytacją) robię wszystko, żeby ta chwila nastąpiła jak najpóźniej. Niedawno złożyłam w pracy prośbę o przedłużenie urlopu wychowawczego, można go wziąć w trzech częściach, czyli od 1 stycznia wykorzystam drugą. W piśmie wskazałam dokładny termin powrotu, ale ciągle mam nieodpartą chęć wprowadzenia zmiany i pozostawienia sobie furtki. W domu od przeszło miesiąca leżą wnioski o przyjecie do żłobka – nadal nie wypełnione. Przedyskutowaliśmy już opcję „tata na wychowawczym”, która koniec końców się nie kalkuluje oraz „babcia z Jasiem” – awykolanle, nie wyobrażam sobie wożenia dziecka na tydzień do Łodzi, a mamcia do nas nie przyjedzie. Od początku wiemy też, że pomysł „niania dla Jasia” jest nieekonomiczny, zważywszy, że niania w W-wie to co najmniej 1800 zł i lepiej już siedzieć z dzieckiem w domu… jednak wczoraj ten temat powrócił i ostatecznie chyba oboje zaakceptowaliśmy fakt, iż taką miłą, fajną Panią trzeba będzie znaleźć, jeśli w żłobku dla Jasia nie znajdzie się miejsce. Co prawda będzie nam ciężko stanąć na nogi finansowo i raczej nadal będziemy „zżerać zapasy zielonych;)”, ale suma sumarum chyba będę spokojniejsza, jeśli ta opcja wejdzie w życie. Najwyżej przestanę jeść, myć się, używać suszarki do włosów i make-upu w ramach oszczędności:) Ale czego się nie robi dla Pierworodnego i przyszłych pokoleń, o które mamy zamiar starać się niedługo po moim powrocie do pracy… i to dopiero jest chytry plan:)

czwartek, 10 grudnia 2009

być kobietą, być kobietą...

Czterogodzinny spacer, zakończony kawą w biegu (Jaś ma teraz fazę na chodzenie wszędzie i o każdej porze), Jasiek wymęczony padł w łóżeczku, obiad w piekarniku, a ja podziwiam moje czerwone, przed chwilą pomalowane paznokcie i zastanawiam się "Po co to zrobiłaś głupia kobieto, kiedy w zlewie czeka na Ciebie sterta naczyń..."

niedziela, 6 grudnia 2009

Kiedy to zleciało?

   Wyprawiłam Męża do pracy, Syn jeszcze śpi – wreszcie mam czas, żeby coś napisać. Ubiegły tydzień zleciał mi w rekordowo szybkim tempie, zresztą jak cały poprzedni rok. W poniedziałek (30.11) Jaś skończył roczek. Już w sobotę zaczęły się uroczystości imprezowe, i trwały okrągły tydzień – w czterech turach. W Łodzi zjawili się chrześnic, ciocia-babcia i wujek-dziadek, prababcia i oczywiście dziadkowie. Urządziliśmy prawdziwy Kinder-bal z odpowiednim anturażem, pięknym tortem zamówionym przez Ciocię Agnieszkę i dobrą muzyką (Pszczółka Maja na 4 głosy przebiła wszystko:) ).
   Jaś oczywiście był bardzo zadowolony z prezentów, rodzice odkryli, że trzeba będzie zrobić dobudówkę (choć to trochę trudne mieszkając na 6 piętrze), a reszta towarzystwa nie mogła wyjść z podziwu – jaki Nasz Jaś mądry, rezolutny, ruchliwy a przede wszystkim pogodny i towarzyski. I w każdej tej kwestii muszę im przyznać rację. Nie chodzi tu o uwielbienie matki dla Swojego Dziecięcia, które z pewnością także posiadam, ale obserwując inne dzieci i słuchając komentarzy dochodzę do wniosku, że Nasz Jaś pod względem społecznym jest wyjątkowy. Już od urodzenia mało płakał (pomijając krótki okres kolek, kiedy tylko dźwięk suszarki był go w stanie wyrwać ze świata przeraźliwego wrzasku). Dość szybko zaczął się uśmiechać i nigdy widok obcych twarzy go nie peszył (no może poza bliskim kontaktem z bardzo ciemną Afroamerykanką:) ).
   Jaś uwielbia także kontakt z dziećmi. Do około 8 miesiąca tylko tolerował rówieśników, a potem zaczął pałać ogromną chęcią do wspólnej zabawy. Niestety po dziś dzień nie wszyscy podzielają ten pęd do socjalizacji. Najczęściej Jaś spotyka się z Adasiem – młodszym od siebie o 1m-c i 8 dni synem naszych przyjaciół. Niestety Młody na sam widok Jaśka wybucha płaczem, choć Nasz Syn nigdy mu żadnej krzywdy nie zrobił. Kiedy Adaś „przypomni” sobie, że w pobliżu jest mama – od razu chowa się w jej ramionach, natomiast pozostawiony samemu sobie – nieźle sobie radzi podczas zabawy z Jasiem i nawet potrafi go nieźle szturchnąć i zawalczyć o swój klocek. Jaśko spotyka się także sporadycznie z Antosią, starszą o około 4 miesiące – i w tym wypadku można już powiedzieć o miłości. Młodzi jedzą sobie z ręki, tulą się do siebie i mają już za sobą pierwsze namiętne pocałunki ( w wykonaniu Naszego Syna jest to napad na Antosię z otwartą buzią i mocne przytulenie:)). Taka towarzyska postawa naszego Szkraba pozwala mi odrobinę spokojniej myśleć o jego aklimatyzacji w żłobku, choć nadal oboje z Małżem mocno się zastanawiamy nad tym krokiem. Ale o tym kiedy indziej.
   Wracając do wyczynów Naszego Syna trzeba jeszcze dodać, że z pewnością już teraz wychodzi z Niego niezły cwaniaczek i oportunista. Nawet zęby nie chcą mu iść w dobrej kolejności (najpierw miał dolne jedynki, potem górne dwójki, a dopiero po nich górne jedynki, a teraz jako siódmy ząb pokazała się dolna czwórka i aż się zastanawiam gdzie mu się pomieszczą dwójki i trójki). Jaś niestandardowo podchodzi także do kwestii rozwoju fizycznego. Dość szybko zaczął się interesować zabawkami, nie bardzo chciało mu się leżeć na brzuchu, przekręcać z boku na bok zaczął się z matczyną pomocą, za to szybko siedział sam, pełzał jak małą gąsienica, następnie zaczął stawać i błyskawicznie chodzić przy meblach, za dwie ręce, za jedną i dopiero potem odkrył czołganie w stylu żołnierskim z prędkością światła, aż w końcu raczkowanie – dostojne i majestatyczne:). Nie bez znaczenia dla rozwoju Jego motoryki pozostaje śliskość naszej podłogi, która z jednej strony ułatwia pełzanie, ale i utrudnia raczkowanie i w pełni swobodne chodzenie. Jaś co prawda „podeptał roczek” robiąc po kilka kroków samodzielnie, ale nadal traktuje to jako formę dobrej zabawy. Woli natomiast poruszać się podpierając o cokolwiek lub za rękę z rodzicami, którzy ledwo nadążają za Jego sprinterskim krokiem. Sam postawiony na podłodze zrobi kilka kroków ale tylko będąc w pełni nieświadomym np. kiedy właśnie w telewizji lecą reklamy, bajka lub mama „szczuje” go pilotem. Trzeba bowiem nadmienić, że Jaś jest TV-maniakiem (niestety). Najciekawsze są reklamy (zamiłowanie odziedziczył po swoim chrzestnym, któremu bloki reklamowe nagrywało się na okrętkę na VHS i puszczało zamiast bajek). Ogląda także Mini Mini, zwłaszcza w porze posiłku, kiedy to wręcz domaga się włączenia TV.
   W kwestii jedzenia Nasze Dziecię nie jest może wybredne, ani za nadto łapczywe, ale paluszki może pochłaniać w każdej ilości. Zdarzają mu się dwutygodniowe braki apetytu, z przyczyn całkowicie nie znanych, kiedy to Mama odchodzi od zmysłów i posuwa się do niewybrednych podstępów (początkowo skutkowało jedzenie „na smoczka”, do niedawna „na biszkopta”, teraz nie pomaga już nic – buzia się zaciska i szlus), ale suma sumarum nie mogę narzekać. Jaś zaczyna powoli interesować się czynnością samodzielnego jedzenia i picia samemu z kubeczka, ale do pełnej samodzielności w tej kwestii przed nami jeszcze długa droga.
   Nie wspomniałam jeszcze zapewne o wielu ważnych wydarzeniach, zachowaniach i upodobaniach Naszego Synka, ale nie sposób nadrobić roku z życia dziecka. Zabieram się od dawna do wypełnienia papierowej wersji pamiętniczka Naszego Dziecięcia, ale zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia. A szkoda – pamięć ulotna jest, a chciałabym móc jak do tej pory, za dwadzieścia lat wspominać ten cudowny okres niemowlęctwa Naszego Dużego Już Synka:)