wtorek, 17 listopada 2009

Cwany po mamusi, inteligentny po tatusiu...

Nasze dziecko - pod względem zapotrzebowania na sen - definitywnie wrodziło się w tatę. Dziś obudził się o 9 10, a wczoraj zasnął około 21. Co prawda po drodze zrobił sobie krótką przerwę o 5 rano (sic!), ale na szczęście i jemu i mnie udało się w miarę szybko zasnąć.
Jeśli chodzi o pozostałe cechy charakteru - zdaniem taty - cwany jest po mamusi natomiast inteligencję ma po tacie. I jakby do tego nie podchodzić - coś w tym jest. Na przykład jedną z jego ulubionych zabaw przed snem jest wstawanie i kładzenie się jak tylko rodzice zauważą, że syn przybrał pozycję pionową. W wielkim skrócie wygląda to tak: kiedy już po całusie na dobranoc, Jaś ląduje w łóżeczku, rodzice z nadzieją opuszczają jego pokoik, po czym po niecałej minucie słyszą wołanie "ee, maa, tata dada", wchodzą zatem do synka, a on myk myk wkłada smoka do buzi zmienia pozycję ze stojącej na raczkującą i pędem czworakuje w drugi koniec łóżka, przykłada główkę do poduszki i udaje, że śpi. Zabawa ta trwa co najmniej kilkanaście razy każdego wieczora. Jaś śmiechu ma przy tym co niemiara, a początkowe rozbawienie rodziców przeradza się w irytację - bo ile można.
Jaś ma także innych spryciarsko-cwaniakowych zachowań - podczas jedzenia, dokładnie wie, kiedy rodzice chcą go wykiwać i zamiast dać mu to co sami jedzą ukradkiem dają mu jego jedzonko. Nasz syn dokładnie śledzi skąd łyżka z jedzeniem wędruje do jego buzi, potem dokładnie ogląda jej zawartość i z miną pełną powagi kręci główką, kiedy tylko wyczuje podstęp. Kolejne dotyczy raczkowania - na którym tak bardzo zależy mamie - bo dobry rozwój obu półkul mózgowych, bo dysleksja i inne pierdu pierdu... I skubaniec potrafi raczkować, ale robi to tylko kiedy nikt nie patrzy - z szelmowskim uśmiechem na twarzy, a jak w pobliżu jest mama - od razu przechodzi do żołnierskiego czołgu. W nieskończoność można byłoby wymieniać sposoby na dobrą zabawę (niekoniecznie przedmiotami do tego przeznaczonymi) czy jak się wywinąć od ubierania. Wszystkie te czynności rozbawiają całe otoczenie, ale mnie czasem przyprawiają o niezły napad wewnętrznego szału, zwłaszcza kiedy trzeba błyskawicznie ubrać dziecko i wyjść (tak jak wczoraj). No cóż takie są uroki macierzyństwa, ale suma sumarum wszystko wychodzi na plus:) I jak tu wrócić do pracy?


2 komentarze:

carnation pisze...

mam cie! :)
do pracy najlepiej nie wracac ;P Ja sama siedze z Basia juz 1,5 roku, i mimo ze czasem marzy mi sie chwila wytchnienia, wyjscia samej chociazby do najblizszego sklepu, to w gruncie rzeczy ciesze sie, ze nie pracuje.

Wu pisze...

Carnation, amen.

Prześlij komentarz