niedziela, 21 lutego 2010

I tak źle, i tak niedobrze...

   Rodzice znów dra koty. A ja jak zwykle jestem między młotem a kowadłem. Niby powinnam się do tego przyzwyczaić. Mieszkając 24 lata z nimi pod jednym dachem nie raz musiałam "łągodzić sprawy", ale zawsze najwięcej cierpiałam zawsze ja. Tłumacząc Mamie, żeby dla własnego dobra czasem odspuściła - zostaję "Córunią Tatunia". Próbując wytłumaczyć Ojcu, jak bardzo ranią Jego słowa - słyszę tylko kolejne obelgi i wyrzuca mi się, że to ja się ciągle kłócę. Ojciec jest schorowany. Zawsze ciężko było z nim wytrzymać. Teraz momentami jest nie do zniesienia, a w przypływach rozpaczy rzuca, że odechciewa mu się żyć i najchętniej by się pociął. Mama całe życie stara się wszystkim dogodzić, często nawet wbrew woli drugiej strony. Obecnie jest "ofiarą" choć patrząc na to wszytsko z boku - część konfliktów sama podjudza. Tata używa wulgaryzmów, mama ironicznych epitetów. Obje formy ranią jednakowo. I cokolwiek nie zrobię, cokolwiek nie powiem - zamiast łagodzić, przekierowuję gniew na samą siebie. Martiwię się o moich rodziców razem i o każdego z osobna. Może i najlepszym rozwiązaniem było by najzwyczajniej w świecie zacząć życie osobno, ale chyba żadne z nich nie wyobraża sobie życia po rozwodzie. Więc jeszcze zapewne nie raz usłyszę te przykre słowa i żadnego podziękowania za próbę załagodzenia. 
My też mamy swoje problemy, ale o tym innym razem...

poniedziałek, 15 lutego 2010

Prognozy...

   Niestety nadchodzący rok nie zapowiada się różowo. A może wszystko co złe juz się wydarzyło?
   We wtorek tydzień temu zmarł brat mojego taty.Niby się już nie męczy. Ale czemu nie dane mu było skorzystać z fortuny, jakiej się dorobił własną, bardzo ciężką pracą?
   Dziś jakieś dwa "karki" pobiły mojego szwagra. Niby od dawna wiedziałam, że swoją postawą napyta sobie biedy. Ale dlaczego wszystkie jego "grzeszki" uderzają tak na prawdę przede wszystkim w moją siostrę?
   Mój tata od dawna już zmaga się z niejedną chorobą. Niby w końcu zaczeli go leczyć, na coś co służba zdrowia "podarowała" mu 26 lat temu. Ale dlaczego leczenie, jak na razie przynosi więcej złego niż dobrego?
   Moja mama - cudowna babcia oddana wnukom. Każda zabawa sprawia jej ogromną radość. Ale dlaczego za jej zwariowanymi wybrykami i młodzieńczym podejściem nie idzie w parze zdrowie i zdroworozsądkowy dystans do spraw przyziemnych?
   Takich pozornych "pozytywów" i mocnych znaków zapytania od początku roku pojawia się coraz więcej. I coraz bardziej boję się budzić każdego ranka. I coraz mniej lubię odbierać telefon, rozmawiać z bliskimi, czytać gazety, wyglądać przez okno... A i zamknąć się we własnej "głowie" nie mam jak - bo tam dopiero kłębią się same niewiadome, trudne wybory i rozwiązania bez dobrych wyjść...