wtorek, 17 sierpnia 2010

Zmiany

Od wczoraj wróciłam prawie do korzeni. W pracy rzecz jasna. Zadań przybyło (może nawet okaże się, ze będę uprzykrzała życie zawodowo Wu) kasy niestety nie. Korzyści – towarzyskie – niewyobrażalnie wielkie, chociaż rozłąka przez okres ciążowo-macieżyńsko-wychowawczy sprawiła, że czuję się trochę nieswojo, trochę nie na miejscu z odrobiną wyobcowania, ale może to tylko moje przewrażliwienie. Inne korzyści jedynie większy luz spokój i nareszcie bez kierownika za plecami – a to i tak dużo. Kolejne zmiany szykują się na koniec roku – i wyjdzie, że na dłużej niż trzy miesiące nigdzie miejsca nie zagrzałam.


W domu – udało mi się udobruchać Nianię po piątkowym nieporozumieniu, ale nadal obchodzę się z nią trochę jak z jajkiem - czego się nie robi dla dobra Jaśka. A że Modemu z Nianią bardzo dobrze – to ja gryzę się w język i znoszę humory przypominające połączenie „szwagra z menopauzą” (a jest to mieszanka wybuchowa – kto zna „szwagra” ten wie, a dla reszty to chyba lepiej, ze nigdy nie będzie miała okazji się przekonać).

Z rzeczy wartych odnotowania – Jasiek staje się coraz bardziej komunikatywny, przydałby się tylko tłumacz – nadal najlepiej wychodzi mu „mama, tata, baba, dziadzia, tak, nie, miaumiau, hauhau,” a reszta w języku „mandaryńskim”:) ale i tak uwielbiam z nim konwersować:)