czwartek, 21 stycznia 2010

wszędzie dobrze...

   Wróciliśmy. Ja z Jaśkiem od rodziców, Wojciech z delegacji. Młody jak zwykle nie odpuszczał babci na krok. Udowodnił dziadkom, że już nie jest słodkim bobaskiem tłukac babciną "porcelanę" i testując wytrzymałość dziadkowych bębenków usznych. Ja się nateskniłąm, nawkurzałam na niedzwoniącego męża, a on - "pracował" m.in. w jacuzzi. A teraz wracamy do rzeczywistości. Jasiek cieszy się wieczornymi zabawami z tatusiem, a ja nocnymi figlai z mężem. A w ciągu dnia znów jestem kurą domową :)

1 komentarze:

paulita pisze...

ahh to życie kur domowych ;)

Prześlij komentarz