Weekend rozpoczęty w czwartek zaliczam do udanych. Podpisałam umowę na dodatkowy job - wpadnie ekstra kaska. Byłam w kinie i na krótkich pogaduchach z dziołchami. Wyleniłam się w sobotę z mężem i dziecięciem, a w niedzielę - zaliczyłam wyprzedażowy zawrót głowy, obłowiłam się w 3 pary spodni i kilka ciuszków dla Jaśkowego, niewydając więcej niż na dwie rzeczy w normalnym okresie cenowym (pewnie za zakupy w dzień niedzielny pójdę do piekła, ale za to w jakich spodniach ;) ). Najcenniejsze są jednak chwile, kiedy mogę w spokoju zająć się obserwacją zabaw młodego i taty. Słodko wygląda, kiedy Jaś bierze Wojciecha za rękę, prowadzi w konkretne miejsce, pokazuje co dokładnie go interesuje, głośno krzyczy "da", a potem razem bawią się wybraną zabawką:)
A żeby nie było tak miło - na koniec straciłam głos:)
niedziela, 31 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarze:
zdrowia zycze!!! :))
e tam od razu stracilas... mutacje przechodzisz :P
A teraz następny weekend - oby tak samo przyjemnie ;)
Nie wiedziałam, że tu jesteś.
Poczytałam sobie nieco.
Powodzenia w pracy!
Takie scenki rzeczywiście muszą wyglądać słodko :) Pozdrowienia dla Waszej trójki :)
Prześlij komentarz