poniedziałek, 7 marca 2011

Mały Kowboj, Bohater Rodziny i 5 kg na plusie...

Za nami kolejna choroba… tym razem infekcja narządu męskiego… Jas zniósł ja dzielnie, mnie w pierwszym momencie przeraził wygląd jego ptasza przypominającego rzodkiewkę. Na szczęście wujek gogle szybko podpowiedział rozwiązanie, napoiliśmy rzodkiewkę rivanolem i wszystko zaczęło wracać do normy. I całe szczęście ! Jak matka, a przede wszystkim kobieta nie zniosłabym tej straty dla ludzkości gdyby sprzęt mojego synusia się popsuł ;).

Młody po odzyskaniu sił witalnych przestał chodzić jak kowboj i znów przeszedł na czarną stronę mocy. Dokazuje, szaleje, nabija nowe guzy i ciągle zwiewa. Nie boi się niczego, nawet ja mu zupełnie znikamy z oczu, on nadal eksploruje planetę. Powoli kończą mi się argumenty, od dziś zaczęłam etap ostrych kar, na razie na poziomie uświadamiania „jeśli będziesz uciekał… nie będzie …” zobaczymy czy dla młodego ważniejsza jest wolność czy media…

W domu remont w toku, mąż znów zasłużył na miano bohatera rodziny, tylko chyba wszechobecne zakwasy odbierają mu satysfakcję… Zaliczka na szafę wpłacona, realizacja zamówienia za około 2 tygodnie, a ja już się nie mogę doczekać bezstresowego wybierania szat o poranku bez obawy, że wszystko będzie wygniecione lub znów niczego nie znajdę… Chociaż z wyborem garderoby bywa coraz trudniej… Przyjemności konsumpcyjne minionych miesięcy bezlitośnie odłożyły się tu i ówdzie a właściwie wszędzie i już zaczynam się ze wszystkiego wylewać… A tu wiosna tuż tuż i już nie będzie można się schować w obszerny sweter… Brak mi dyscypliny…

Jutro jadę na 3-dniowe szkolenie... Wojciech w delegację... młody do babci...  Zegrza... Łódź... Kraków - tak blisko, a tak daleko... pierwsze w nasyzm życiu trzy nocne w totalnej separacji....